Rozdział 3 – taki list na strunie a-moll.

Handmade-Kaligrafia-Decoarative-Ściany-Domu-Grafika-Obraz-Ręcznie-Malowane-Akwarela-Hindu-Portret-Kobiety-Obraz-Olejny-na

Rozdział 3

Kiedy nadszedł ?

Ten moment, gdy przestała reagować na jego zagrania ?

Kiedy przestała wyrażać swoje emocje zależne od jego wytycznych ?

Chyba w chwili, gdy nie miało już kompletnie znaczenia jakich użyje argumentów by ją zranić. Liczyła się dla niej tylko jej reakcja na niego, każda reakcja.

CO zwycięży ?

Nie próbowała za bardzo wzbijać się na wyżyny, to była jak gra na pianinie, bez patrzenia w nuty. Takie naparzanie na klawiszach, gdy pisała kolejny list.

Jak słowem ma ująć emocje skoro skazał ja na banicję meszek na jej skórze, skoro ślad kropel jego oddechu mógł być wyrazem dla niej czy nadal jej chce. Ilekroć jego pociąg z miasta A do miasta B wtaczał się siłą na jej peron ilekroć widziała jego podróż w jej kierunku, lecz nie z nią, nie pozwalał jej na oglądanie tych samych miast i wsi, zaliczanie tych samych przystanków czy napełnianie tych samych zbiorników u tego samego wodopoju. Gdy oczekiwanie na jego pociąg sunący z miasta a do miasta b, zamieniony z relacji expres na dyliżans i wesoły autobus razem, gdy wyczekiwała na tej stacji, uzmysłowiła sobie, że jej droga z miasta b do miasta a może być zupełnie inna. Wiedziała, że nadszedł ten moment, gdy może zaliczyć te same przystanki lub pojechać zupełnie inną trasą. Jeżeli powrót miałby oznaczać spotkanie w pół drogi, ale czy nadal tego chciała ? Wszystko zapewne ma swój czas i swoje miejsce.

Tereny plemienia Apaczów i Siuksów nie są tymi, które obecnie pragnęłaby zwiedzać. Jeszcze 200 lat temu zaprzyjaźniłaby się z Radą Plemienia, uwiodła syna wodza Stojący Byk, zatańczyła z wilkami w Noc Świętojańską, opowiedziała szamanowi o Bogini z Jezior.

Lecz dziś to samo plemię, na udeptanej równinnej ziemi, zamknięte w kołchozie majaczyło tylko o dawnej świetności tylko przy butelce wina, pokazujące skalpy przodków wiszące za szybą w gablotce szkolnej, czy miała zatem podążać tym pociągiem relacji szybki ekspres do miejsca jej przeznaczenia lub upadku, tylko dlatego, że zawiadowca podniósł semafor ?

Postanowiła więc wypuścić dyliżans, przybrany jej barwami plemiennymi, zwołała swoich grajków, wynajęła tylko gniade konie, mustangi. Sama dosiadła najlepszego, bez siodła. Miała wybór, którą drogą podążać skoro semafor został podniesiony, szlaban poszedł w górę.  Harty pobiegły przodem słysząc wystrzał do startu.

Czy mam puścić mu czołgi by zrozumiał swój błąd ?

Czy zrozumie mój ból i tęsknotę i że czasu nie cofnie ?

O co tak naprawdę jej chodziło ? Z poprzednimi zawsze chciała im pokazać, że już nie należy do nich, że może jest akurat zakochana, a może już nie są jej światem. Co chciała pokazać jemu ?  Miała to, miała jego, lecz nie ten czas i nie to miejsce. Nie było już tamtej delikatnej roześmianej drobnej istoty, która w pełnię księżyca wypowiadała magiczne zaklęcia, żeby on wrócił, żeby tylko na nią spojrzał, żeby z nią zatańczył, jakby mógł odmienić jej życie.  Po latach tułaczki i bicia jej emocji gdy rany nadal krwawiły zapytała swego brzucha co robić ? tak się złożyło, że dzień wcześniej przed nadejściem listu wszystkie żale wylała na kobietę  za mandat wlepiony w autobusie. Brak empatii i to czym się bronimy atakowani, gdy wychodzą z nas wszystkie nasze brudy, tak ona jak i urzędniczka zareagowały sobą, tym co potrafią najlepiej. Obie nieprzygotowane na starcie, obie zagubione, jedna bezczelniejsza od drugiej. Dowaliły sobie, żadna nie wygrała. Czy ją przerosić a może zostawić ? Jak łatwo storpedować człowieka, i kto miał rację ? zapewne obie tak ją miały jak i nie. Lecz ta kobieta w urzędzie była jej obojętna, mogła jej już nigdy nie spotkać, co najwyżej dla własnego świętego spokoju w myśl filozofii, którą sobie sama stworzyła, co zasiejesz to zbierzesz.

Jak miała jemu odpowiedzieć ? Czy pokazać mu siebie w pełnej krasie ? a może odejść, tak po prostu, bez słowa. Dać mu siebie po raz ostatni ? Pokazać kogo stracił ? czy nie ranić teraz jego ? Gdyby poczuł to co czuła ona, gdy on nie chciał jej, jakże by mogło pęknąć mu serce. Nadal myślała co lepsze dla niego, chociaż już coraz częściej pojawiało się co lepsze dla niej.

Słowa Julii powtarzane, zachowaj siebie, cokolwiek by się działo, pamiętaj zachowaj siebie.

Tamtej dziewczyny już nie było, była nowa, z obolałym brzuchem po stokrotnych seriach zadawanych samurajskim mieczem, które wbijał jej jakby to były igiełki. Omotał ją siecią pajęczą, wiedząc jak przeraźliwie boi się pająków, jak wrzeszczy na ich widok.

-Zareaguje sobą, nie należę już do niego, wiec mej duszy już nie dostanie, zbyt intymna jest to część mego życia.  Zatańczę flamenco lecz nie tango, tylko zwyczajnie bez emocji raczej taniec weselny lub z wiejskiej zabawy.  Nie dostanie tych wszystkich emocji ani dobrych ani złych, by nie tęsknił jak ja za nim…

Bo czy bym mogła serce ego aż tak mocno zranić ?

Od zawsze wiedziała, że nadejdzie ten moment, że wybór pomiędzy snorkowaniem i nurkowaniem przy nim będzie jedynym słusznym, by pokazać mu siebie w muszli, zamkniętą, ze szczeliną uchyloną tylko, bo blask mógłby złamać mu serce, że nie może pojąć jej już więcej.

Nie chciała widzieć go smutnego, czuła nadal jego łzy. Czuła  całą energetykę, odkąd po raz pierwszy poczuła jak płacze. Doskonale czułą też gdy drwił, oj wtedy czułą jego oczy nie widząc ich, czuła je…były krystaliczne, szklane. Dzisiaj były pełne nadzieji, że jej miłość to wytrzymała.

Przecież nic się nie zmieniło, pomyślała, lecz ja nie do Ciebie już należę. Pamięć ran zbyt silna, zbyt mocna. Kochała go tak samo jak wtedy, gdy po raz pierwszy ujrzała w sali, gdy tańczył ze wszystkimi, gdy wszedł na parkiet, gdy poprosił ją do tańca, czuła mocno gdy przewrócił instrumenty, gdy zakazał grać wszystkim, gdy odszedł wykrzykując jej w czoło, że jest dla niego nikim. Gdy siedziała na tarasie, za zamkniętymi drzwiami, gdy muzyka nadal grała, on brylował ona w kącie płakała.  Czy by mogła to zapomnieć ? Mówił : tak hartuje się stal. Tylko ja nie jestem mieczem byś mnie hartował, harfy struny posklejałeś trupim jadem,  posłałeś miliony pająków na drewniany korpus harfy, zrzuciłeś ze skały prosto w przepaść samotności i ludzkiej nienawiści, zamknąłeś w gardzie ludzkiej podłości i pomówień, oczekujesz by CI harfa zagrała. Łzami wymyte struny mogły zagrać każdą pieśń, by Ci serce pękło. Lecz czy byś nadal mógł żyć ? raz usłyszany głos harfy roztrzaska w pył woskowinę w twoich uszach, lecz czy nadal mógł byś żyć ? Nie wiedziała co się stanie, i jak uchronić jego i siebie. Nie czuła żalu, jedynie smutek, że nie zobaczy już nigdy wodza, nie zatańczy z indiańskimi dziećmi tańca we mgle, że nigdy nie będzie prała w lodowatej wodzie, że maść szamana na oparzenia nie będzie tą samą maścią, nie będzie zaklęć ni pieśni do nocy śpiewanych.  Gdy jego pociąg stał na stacji a o której tak marzyła, ona zaś na stacji b, nie mogąc zrobić kroku, bo ilekroć wskakiwała do pociągu by do niego pojechać i świętować razem z nim te tańce do rana, zwalał drzewa na tory, gdy zakładała buty, kradł jej sznurowadła by nie doszła.  Przesiedziała samotnie w wieży samotności nasłuchując z daleka szumu gwaru jego dyliżansu.  Wyjęła więc gitarę, tą najtańszą jaka była, żadna tam Alhambra 5, zwyczajny Hohner, średnia półka.  Mając w pamięci jego grę na elektrycznej, nie miało dla niej znaczenia wyjmie białego fendera czy Les Paula. Wtedy chciała by brzdąkał jej na jednej strunie, lecz by był to on. Wyjęła Hohnera, lewą dłoń ułożyła do D-Dur, prawą na czterech strunach przesuwała palcami, delikatnie jak na harfie, w swoim rytmie, by pokazać mu siebie, jaka jest, jaka pozostała.  Jaka zawsze była.

Potem przeszła do  a-mol,

– przepraszam, więcej chwytów nie znam.

Odłożyła instrument, nie spojrzała nawet na reakcję jednoosobowej publiczności. Nie oczekiwała juz niczego. Chciała tylko by ta chwila zakończyła się najszybciej jak może. Zostawiła mu gitarę, by ją taką zapamiętał. By nie pękło mu nigdy serce.

– a jednak wybrałaś jego ?

– nie, ja wybrałam siebie.

Nie odwróciła się nigdy więcej.