Paryżanka – indygo a może róż

(akwarela z internetu, nie znam autora).

 

Geniusz przychodzi na świat by poprzez naukę w praktyce doskonalić iskrę bożą, coś co otrzymał w darze. Geniuszem jest każdy, kto podąża swoją drogą.

Dosyć trudno jest nim zostać „rzucając kamieniami w każdego psa, który na niego szczeka”. *

Bóg nie daje człowiekowi wolnej woli lecz chce by podążał on droga mu wyznaczoną. Jest nią samoistność człowieka żyjącego jednak w społeczeństwie, obok innych ludzi. W dobie rozkwitu poetów i artystów wszelkiej maści chcemy zaistnieć, być indywiduum, docenionym jednak przez społeczeństwo. Nieliczne jednostki są na tyle silne, aby tworzyć w ukryciu, dla siebie, bez obnoszenia się z tym przed światem, bez chęci poklasku i sławy. Tworzą dla siebie, nie pokazując światu własnego geniuszu. Nieskrywana skromność lub po prostu chęć bycia introwertykiem. Może obawa przed oceną innych. Geniusze często zostają odkryci po śmierci.

Geniusz rodzi się z iskrą lecz by pokazać ją światu potrzebuje nauk.  Wysłany na nie lub podpatrujący u innych, czytający o nich wdrożyć je w życie może tylko poprzez praktykę. Czytając dlaczego Hindusi nie jedzą lewą dłonią nie przełoży na swoje życie prostej zasady, jeżeli sam tego nie doświadczy, zobaczy, dowie się a w odpowiedniej chwili sam to zastosuje. Mawiają, że człowiek rozumie zasłyszane słowa dopiero gdy jest na nie gotowy, gotowy do własnej drogi. Bez lęku o boski plan wobec niego. Bóg pozwala człowiekowi na zbaczanie z własnej drogi lecz dopóki nie odkryjesz, iż powołaniem każdego jest wykonywanie własnej pracy bez udziału innych, wyznaczenie własnego celu, zajęcie się swoim własnym zawodem, umiejętnościami własnymi, bez udziału innych, nigdy nie dojdziesz do celu własnej podróży. Bóg może się zdenerwować i ją skrócić. Wtedy są zawały, choroby, wypadki, bankructwa i inne.

Znałem kiedyś kobietę, którą kręciła loki i każdego dnia oglądała reklamę szamponu do włosów, na której to modelka dumnie prezentowała własne kręcone włosy. Kobieta używała szamponu od lat nadal jednak kręcąc loki. Aż pewnego dnia ścięła je i Bóg dał jej by spełniła swoje marzenie. Włosy odrosły kręcone.

Dostała dar z przykazaniem, nie mów o tym nikomu. Ciesz się nimi. Kobieta jednak chciała bardzo zaistnieć i pokazać światu własne loki w reklamie tego samego szamponu. Reklama szamponu pomogła jej uwierzyć w boski plan bo dosyć trudno jest przekazać ludziom w obecnym społeczeństwie, że to ni szampon sprawia lecz może być przydatny. Posiada np. w swoich właściwościach czynnik, który włosy zmiękcza i pod wpływem działania promieni słonecznych nabierają one skrętu. Czysta fizyka. Jeśli jednak cały czas będziesz tłukła coś co od dawna nie sprawia ci radości, podpatrywać będziesz u innych kręcone loki własnych nie kręcąc. A potem jak zawsze masz wybór, bo jednak wolą Boga jest by człowiek dokonywał wyborów, które są zgodne z jego planem. Pokarzesz mężowi kręcone włosy lub zaistniejesz jako fame fatale na scenie życia, z przesłaniem poklasku dla siebie, pomocy innym, pokazaniu cudowności daru, jakim obdarzył cię Bóg. Wszystko zależy od skali na jaką sobie pozwolisz.

– Nie lubię kręconych włosów – odrzekłam dopijając drinka.

Chudy dopalał skręta i zaśmiał się.

– Nawet plemiona Siuksów różniły się od plemion Apaczy. Dziś nieliczni znają różnicę w ich poglądach na świat. Mówimy o nich Indianie i czasem z łezką w oku pragniemy zamieszkać w wigwamie, zapominając, że oni toczyli wojny, być może bardziej krwawe od tych, które toczymy my, w sklepie z telefonią komórkową, kłócąc się z ze sprzedawcą.

– Ty Chudy, a weź jej opowiedz te historię o Twoim rzuceniu nałogu – z końca sali mojego ulubionego baru, do którego lubiłam wpadać popołudniami, na małe spotkanie z ludźmi, którzy od lat trzymali się razem w tym barze za rogiem, dobiegł głos człowieka już mocno pijanego.

– Chudy opowiedz – uśmiechnęłam się, by słuchać jego dalszych opowieści, które uwielbiałam.

– Stałem sobie pod moim sklepem, gdy go jeszcze miałem. Paliłem fajkę. Stałem naprzeciwko przychodni, w której kiedyś przed laty zostawiłem żonę. Zamiast mocno ja przytulić ja wysłałem ja na leczenie psychiatryczne. Więc stałem po latach naprzeciwko tej przychodni, pale papierosa, z daleka widzę pewną kobietę. Zagubiona mocno. Zobaczyła mnie. Pyta jak wejść do tej przychodni. W lewej dłoni mocno trzyma zapalniczkę. Mówię, że tam jest taka szeroka brama. Ona pyta gdzie, ja tym papierosem pokazuję jej na bramę szerokości ciężarówki, ona nie widzi tej bramy lub jej dostrzec nie chce. Chcę ją spławić, bo to moja ostatnia fajka i właśnie sobie rozmyślałem, z czego ja zapłacę jutro za ZUS. Ona natrętna już pyta czy mogę dać jej papierosa, bo mówi, że takiego nerwa ma. Całe jej ciało chodzi w jakimś dziwnym transie. Ja mówię, że mam ostatniego, ona odchodzi. Nie wiem kto, Bóg czy jak ale wołam do niej.

– Jeżeli Pani chce to dam mojego.

Ona go bierze, pali mojego papierosa, mówi dziękuję, odchodzi, stoi naprzeciwko tej bramy, dopala moją fajkę i idzie swoją drogą.

Wtedy uwierzyłem w Boga. Więcej papierosów nie kupiłem, sklep zlikwidowałem, za ZUS płacić nie muszę, a jej ten papieros może pomógł.

– No a teraz siedzisz każdego dnia tutaj i palisz skręt – dodałam z przekorą.

– O moja droga, rozkminiam drogę Siuksów. Kumpel mnie pyta, ten po leczeniu, fajny chłopak, ożenił się i swoją drogę przekazuje innym. Otwiera ośrodek dla osób uzależnionych. Pyta bo znamy i lubimy się od zawsze, która nazwa ośrodka byłaby lepsza. Ariosa czy Almada. Pytam go więc, a co obie nazwy oznaczają, bo lubię znać znaczenie słów. Więc mówię mu, może wyraz wyzwolenie w języku hawajskim, bo kolo lubi klimaty Ameryki łacińskiej,  znaczy hookuu do tego fajna grafika, np. Indianie palący haszysz, no walili by drzwiami i oknami, a tam w środku facet, który z tego nałogu chce ich wyzwolić. Takie przekazanie myśli na zasadzie kontrastu czy przeciwieństwa. Na pewno nie byłoby to nic banalnego. Dla niego chyba bym włosy zapuścił – Chudy pogłaskał się po śladowych ilościach być może niegdyś bujnej czupryny. – Ale z tych Indian i ich warkoczy został mi haszysz.

– Dlaczego tego nie rzucisz Chudy ? – zapytałam.

– O moja droga, bo chcę w życiu przeczytać jeszcze masę książek o Indianach. Mam kasę ze sklepu, żyć mogę, nie ma nikogo, dla kogo bym chciał to zmienić, a dla siebie samego na razie mi się nie chce. Bóg jeszcze mi nie powiedział, co jest moją drogą.

– A córka ? – zapytałam.

– Ma się dobrze beze mnie – odparł Chudy i wnikliwie patrząc mi w oczy zaciągając się skrętem i dodał – a Twoja ?

– Ma się dobrze beze mnie.

Dopiłam popołudniowego drinka. Założyłam płaszcz.

Przy drzwiach siła wiatru na dworze zakręciła mi niewidzialne loki. Smagał deszcz. Pierwszy raz od lat nie pomyślałam o moich czółenkach zamszowych lecz wystawiłam twarz na ulewę.

Dobiegł do mnie głos Chudego – może Ci zmyje ten durny łeb?

– Chodź ze mną – odwróciłam się i kocim spojrzeniem pogłaskałam czule serce Chudego.

– Ja czekam na słońce, a Tobie zmokła kuro ulewa się przyda – Chudy zaśmiał się.

– Idę na dwór, cześć- rzuciłam nie odwracając się już.

– Cóż za durne nazywanie zewnętrza budynku, zapamiętane z dzieciństwa? – zaśmiał się Chudy. – My wychodzimy na pole by poznać smak życia, ale skoro kurka woli dwór.

Ostatnie słowa Chudego były pierwszym przebłyskiem, pierwszej myśli, może głosem Boga, który chyba wtedy kazał mi iść na pole, wyjść z budynku dworskiego na jakie zamieniłam moje życie. Stałam w deszczu.  Zamykałam oczy i w nim stałam. Ulewa zmyła makijaż, zmyła ze mnie lakier we włosach,  otuliła niewidzialnym ciepłem. Dygotałam. Marzły mi dłonie a ja stałam jak zaklęta w sokoła. Wtedy jeszcze nie płakałam. Forteca którą zbudowałam wokół mnie nie pozwalała mojemu deszczowi wypłynąć ze mnie. Więc deszcz przyszedł do mnie. Smugi po tuszu na rzęsach spływały niczym górskie błoto wymyte przez ulewę z potoku. Deszcz dobijał się do źródła. Zmył najpierw cały mój pięknie, misternie dobrany tynk o poranku. Wchodził już w pory i skórę głowy. Włosy poddały się, i moja skóra. Ale nie ja. Nie zdołał dotrzeć do mnie. Moja skóra, moja powłoka nie była więc mną. Była siedliskiem mnie, pięknie udekorowanym ogródkiem, o który dbałam każdego dnia. Sadziłam kwiaty we włosach i żonkile na stopach, plotłam warkocze na sercu i dobierałam odpowiedni rodzaj lawendy w uszach. Lawenda, kwiaty przyciągania miłości, wedle guseł, tego deszcz nie zmył. Nie naruszył tylko moich kolczyków, z fioletowym kamieniem. Fiolet kamień duchowości….