Pan fortunatly frencz
* * *
I znowu wszystkiemu winni Ci Niemcy, jak chłopiec do bicia.
Lubię skrótowe i cyniczne wypowiedzi. Lubię, gdy ktoś zagnie mnie jednym zdaniem. Ostatnie, które mnie urzekło i wkurzyło do tego stopnia, że odegrałam JEMU Niemkę z berlińskim akcentem na co on rzucił słuchawką. A brzmiało to tak : I’m fortunatly frencz Madame…i może nie tyle to rozwinięcie i cynizm w głosie, bo nie władał wiele lepiej językiem angielskim ode mnie, i nie do końca wiem co go wkurzyło, że gdy celowo lub nie wprowadził mnie w błąd, lub sam błąd popełnił a żeby nie oberwać od szefa, lub będąc dzieckiem szefa i nie mając nic do stracenia zwyczajnie mówił coraz szybciej:
It’s not my problem, i told you, you told to me, you does’t speak english very well,
bo zapytałam grzecznie : Sprechen Sie Deutsch ? because my english is not very well…
Manager, która jednak jako kolejna podniosła telefon starała się mówić jeszcze szybciej po angielsku i nagle pomysłowy Dobromir zapukał do Madame po drugiej stronie telefonu :
You are not German ?
I wiecie co ? Wyszły wszystkie moje kompleksy narodowościowe, bo mówiąc płynnie po niemiecku sklasyfikowano mnie jako Niemkę przy rozmowie pierwszej i pierwszym mailu napisanym w tym języku. Poczułam się WOW, druga rozmowa i celowe wprowadzenie mnie w błąd przez Pana I’m fortunatly frencz Madame zbiło mnie z tropu zaś Madame nie frencz manager zaśmiała się serdecznie, słysząc że jednak z Polski.
Co wkurzyło Pana o cudnym głosie, młodego gniewnego Francuza ? Jak to mawia moja córka, pewnie jest zajebisty i zbuntowany, widzę go niewysokiego, pali fajkę i z przekorą w głosie coraz szybciej śpiewa :
I’m Fortunately french Madame, and don’t need speak another language
I tu wkrada się coś po francusku, na co ja jak z karabinu po niemiecku.
W nas obojgu odezwało się to coś narodowościowego.
I speak french english and spain…- na moje ciche tłumaczenie, że mówię słabo po angielsku i czy on Sprechen Sie Deutsch ?
Przecież mogłam polecieć : a ja po polsku, niemiecku, angielski, rosyjsku, łacina 4 lata, w tym zawsze na 5 i kilka muśniętych po drodze, francuski, włoski, hiszpański, holenderski…ale że niemiecki z racji zawodu płynnie, i nie lubię kaleczyć języka, dlaczego tak więc pozostałam przy tym nieszczęsnym niemieckim z powodu, że chłopiec hostelowy Pan fortunatly frencz postawił mi barykadę i następnego dnia znowu potrzymał mnie na melodyjce w telefonie?
Z powodu kompleksu polskiego na zachodzie, mojego kompleksu.
Nie bywam zbyt często, ale pamięta doskonale Włocha na wybrzeżu Amalfi, który zrobił raban na plaży i wziął mnie za Rosjankę, która zbierając kamyki zabiera jego dobro narodowe. Kamyki były odpadem z pobliskiej fabryki ceramiki, opłukane morzem wyglądały dosyć fajnie. Jeden przemyciłam, nic nie mówiąc nikomu pozbierałyśmy kilka i niczym przemytnicy marihuany wsunęłyśmy do torby. Nie będzie Włoch z Amalfi pluł nam w twarz.
Im not from Rusia – grzmiałam oburzona na sklasyfikowanie mnie turystki z kraju naszych sąsiadów.
I padło coś co w przekładzie na nasze w bardzo kiepskim angielskim : a gila mnie to skąd jesteś z Rosji czy z Sybiru, kamienie (odpad ceramiczny) to moje dobro i jak się nie podoba to wynocha z Włoch.
WOW.
Tak więc na stacji benzynowej zaraz za granicą mój akcent jest już rozpoznawalny, że jednak z Polski i człowiek czuje na terenie byłego Dederowa, że jednak nie jest u siebie. Więc pewność siebie pana fortunatly frencz, jego bezczelność i poczucie wartości w młodym chłopcu hostelowym sprawiła, że moje filozofowanie mogłam sobie wsadzić gdzieś. Pierwszy słuchawkę w hotelu paryskim odebrał miły głos, i szybka odpowiedź, tak mówię po niemiecku ale proszę mówić wolno, och co za cudna rozmowa. I cudnie napisany przeze mnie mail po niemiecku do cudnie słabo mówiącego po niemiecku młodego człowieka. Był cudnie delikatny i cudnie uprzejmy. Zapewne nie miał wyglądu fortunatly frencz, dziwne bo skojarzyło mi się z niemieckim frech (bezczelny). I taki był tan fortunatly frencz i nic nie zrobisz kobieto ze swoimi językami, on już nic nie musi, jest fortunatly frencz.
A może to przez tę Niemkę ? No bo czekałam na córkę, była 18 prawie, więc jako jedyny plażowicz na brudnym piasku nie chciałam siedzieć, a Włochy południowe to nie Złote Piaski Bałtyku, o nieeee…usiadłam na fotelu, było ich z 50, podeszła do mnie Pani fortunalty Italienisch i wykrzykuje, że mam zejść, i czy jestem gościem hotelowym. Przecież mogłam wytłumaczyć, jestem biedna z Polski, 10 EUR za posiedzenie, córka będzie za 10 minut, zaraz zejdę, ale ja nie, uparłam się : Ich verstehe nicht.
Na co ona, po angielsku : ależ oczywiście, że rozumiesz, tylko udajesz, że nie rozumiesz.
Oni tam nie lubią Niemców chyba.
No i nie wypada w tym miejscu przytoczyć scenki rodzajowej z poczty polskiej Stary Rynek Toruń. Dwie Niemki stoją w kolejce po znaczki, toczy się dyskusja w ich rodzimym jzyku, że są ładne takie ze znakami zodiaku.
– no to powiedz jej
– no ale jak ?
– to pokaż jej palcem.
Chyba to pokaż jej palcem mnie wkurzyło, że odwróciłam się i z uśmiechem Mona Lisy rzekłam z tym berlińskim akcentem i wypowiedziałam :
„STERNZEICHEN z akcentem, który uwielbiam (chyba audiobooka nagram dla tego słowa) to po polsku ZNAKI ZODIAKU”.
Jednak nie potrafiły powtórzyć, więc uprzejmie mówię, że nie ma problemu, w ich imieniu poproszę Panią by pokazała wszystkie znaczki ze znakami zodiaku, już prowadzimy dialog, jakie są ulubione i do kogo ta kartka ma pójść i nagle pytanie : ależ skąd pani mówi tak świetnie po niemiecku ? mieszka lub mieszkała w Niemczech ?
No i znowu odezwał się we mnie no kto ?
Och, uczyłam się w podstawówce 😉 – brzmiała moja odpowiedź z uśmiechem szelmy.
Mina sąsiadek zza Odry ? : widok bezcenny.