Muszę się Wam do czegoś przyznać, przeszłam niewielki chyba zawał serca, telefon spadł dokumentnie, ładowarka od laptopa popsuta, więc 3 dni ciemności…. bez netu. Na szczęście świetny bujany fotel, który dzielimy z Bergusiem i pełno drewna pod domem do rozpalenia w kozie, zrobił atmosferę domku pod lasem, w okapach deszczu, bez słońca wyjęłam moje wszystkie mądre książki, z czasów gdy byłam katoliczką, buddystką, liznęłam hinduizm. Te same książki, które czciłam, dziś podkreślałam, co za stek bzdur, wszystkie nadobne mnich i filozof, jakaś guru od jogi, która w odosobnieniu nie inaczej musi być buddyjskie bez tego nie byłoby prawdziwego oświecenia doznała olśnienia, aż przeczytałam jedną jedyną książkę, niby zwyczajna beletrystyka, całego Murakami choć kolorowa okładka ze słoniem zachwyca mnie do dziś, rzuciłam w kąt, dzień cały spędziłam podkreślając każde zdanie w całej powieści. Nie zdradzę kto jest autorem, bo właśnie na nim nauczyłam się jak napisać świetną powieść i w jaki sposób. Dostał nawet jakąś nagrodę a ostatnia została zekranizowana. Nasza nobliwa noblista skwitowała dzieło sztuki literackiego geniusza, nic nie ujmując politykującej pani Oldze, że książka ” dziwna”. Może się i nie znam, ale po przeczytaniu zaledwie kilku zdań, mogę stwierdzić jedno, pisać to ja nie potrafię. Pisać to potrafi pan Y. Wszystko, od fabuły, po przekaz faktów, dziedziny wszelakie, od rybołówstwa po przekątną dzioba rybitwy pospolitej, od narracji, początku i końca, którego jedno ostatnie zdanie jest tak genialne, jak schody do nieba. Zastanawiałam się jedynie, czy facet wytrzyma tempo, w sposób w jaki zaczął powieść czy utrzyma tempo geniuszu literackiego do samego końca, czy gdzieś może polegnie. W połowie, raz go przyłapałam, że trochę przynudza, bo chyba w jednej powieści chciał umieścić zebrane informacje wszelakie i na każdy temat, i już bym prawie kupiła bilet do Toronto, by poznać pisarza, ale uzmysłowiłam sobie, że w wersji angielskiej może on nie brzmieć tak subtelnie jak po polsku. Piszę właśnie wstęp do drugie części powieści, taki prolog, wzorując się na panu Y, i na Kancie chyba, by o sprawach ważnych pisać językiem prostym. Więc jeśli trochę zmoderowane przeczytacie te zdania mam nadzieje, o uwagi poprosiłam młodego przyszłego czytelnika, przyjaciel córki z czasów gimnazjum, zdziwiło mnie, że mój pierwszy wiersz pisany na kolanie ocenił wysoko zaś do fragmentu drugiej powieści mam szereg konstruktywnych uwag, trzeba uzupełnić opisy, np. loki, opis loków nie w kilku zdaniach ale co najmniej na stronę lub nawet dwie. Nie pamiętam który pisarz swoje książki podrzucał gosposi i patrzył, nad którym fragmentem się zachwyca a przy którym marszczy czoło, by móc poprawić. Też bacznie obserwowałam, i nawet nie wiedziałam, że zwykły opis loków może kogoś zachwycić. To ja lecę kręcić te loki, i do zobaczenia