Nueve – odcinek 7 – Kolana dziecka

 

Siedząca naprzeciw terapeutka, do której jeździłam od miesiąca, była miłą blondynką, matczyne ciało mówiło mi bym jej zaufała. Taka powinna być kobieta, ciepła, dobra i miła. To dziwne, że wybrałam typ matki, a nie kumpelki. Przypominała mi inną kobietę, ze zdjęcia, jedynego jakie miałam…

– Od czego dziś zaczniemy ? – Cudny uśmiech kobiety zachęcał do rozmowy. Chciałam jej zaufać jak nikomu dotąd. Widziała mnie drżącą i rozdygotaną. Wrak człowieka, ludzka kobieta w szalupie okruchów miłości.

Spojrzałam jej głęboko w oczy i wyrzuciłam z siebie na jednym wydechu.

– Biegam w szpilkach i nie przeglądam się w niczyich oczach.

Zapadła cisza, którą przerwał jeszcze delikatniejszy głos.

– Jest już dobrze, powiedziałaś to zdanie na poziomie oskrzeli, wyrzuciłaś sedno, a teraz jeszcze raz, weź głębszy oddech, zejdź niżej, do brzucha, powiedz to stamtąd.

Pozwoliła mi na chwilę zastanowienia się i dała przestrzeń, bezpieczną.

– Nie ma nikogo, żadnych oczu, którym chciałabyś zaufać ? Przecież tylko o zaufanie tu chodzi, o nic więcej. Byś poczuła się przy nim, ze nigdy cię nie zawiedzie. Spróbuj zejść niżej, na poziom płuc, wchodź coraz głębiej i opowiedz co czujesz.

Przymknęłam powieki, próbując zejść poniżej krtani, by wydobyć z siebie coś, jakąś kluchę, która od długiego czasu tam sobie we mnie grzecznie ugrzęzła i nie chciała ze mnie wyjść a ja nie chciałam chyba jej się pozbyć. Podniosłam wzrok i silnym głosem wyrecytowałam.

– Tkwię w jakiejś beczce, która mnie szczelnie więzi, tak się czuję. Nie do końca wiem, czego sama chcę. Z jednej strony, niby wiem, że on odszedł, nie dzwoni, ja też już nie dzwonię, a jednak drażnią mnie przyjaciele, rodzina, którzy co chwilę podsyłają mi kogoś, jak towar, rzecz, bym ułożyła sobie życie. Drażni mnie to i irytuje. Potwornie.

– Może nie pojawił się po prostu jeszcze nikt godny, kto mógłby się Tobą i dziećmi i zaopiekować ?

– To nie chodzi o bycie godnym. Brat sąsiada zaproponował mi opiekę, finansowo na pewno bym miała dobrze. Ale ja go nie kocham. Jak miałabym się przeglądać w jego oczach, nie kochając go? Gdy był mąż miałam dosyć wszystkiego. Nie przeglądałam się też w oczach męża. Powiedział, że mam opadające powieki. A wie Pani, że prawie chciałam iść na operację? Nie zdążyłam. Odszedł a ja jestem wściekła, nawet nie wiem po co i gdzie go mam szukać. Żeby mu dokopać ? Wykrzyczeć to czego nie zdążyłam ? Przy dzieciach się nie kłóciliśmy, On zamykał się w swoim świecie ja we własnym. Ale gdy wyszedł a ja nie wybiegłam, gdy nie wracał, poczułam niepokój, a co jeśli odejdzie, nie wróci na zawsze. Zadzwoniłam, nie odbierał. Po jakimś czasie dzwoniłam już jak opętana, w końcu w telefonie własnego męża usłyszałam kobiecy głos, powiedziała halo, a ja zamarłam.

Łza spłynęła mi po policzku, otarłam ją skrzętnie. Nie podnosząc wzroku dodałam. – Nigdy więcej nie zadzwoniłam, choć bardzo bym chciała, usłyszeć głos na sekretarce chociażby, lecz boję się, że ona podniesie słuchawkę.

– Każda z nas ma determinację bycia kochaną. – Oparła dłonie na moich kolanach, rozłożyłam palce niczym dobra małpia mama, chcąca dać ciepło i odwagę wystraszonemu własnemu dziecku. Spojrzałyśmy sobie w oczy, zagłębiałam się w jej źrenicach coraz głębiej i głębiej bez lęku z ufnością, że oto przede mną jest kraina mego dzieciństwa, kolorowa i bezpieczna, radosna, pełna słońca o zapachu skoszone trawy i polnych kwiatów. Poczułam się jak dziecko, któremu ktoś nakłada wianek pleciony ze stokrotek, delikatnie na włosy i utula nim głowę.

– Skoro oni nie chcą nas smutnych i zapłakanych, nie chcą dotykać naszej duszy, to my nie możemy być dla nich kukłą. Chcemy mężczyzny z emocjami. Prawda ? – Zapytała, nie zdejmując dłoni z moich kolan.

– On chciał mieć obok kogoś, kto nie istnieje. Moja babcia miała kotkę, wyła.  Więc ilekroć ona wyła, babcia ją wypuszczała. Może powinnam wyć? Może powinnam była wyć? Ale kotka wychowana była w rodzinie, bracia, siostry, miała wsparcie, była uwielbiana przez rodzeństwo. Czy mam wyjść za mąż bez miłości, być z kimś dla samego bycia, stałe zarobki, stały mąż, stałe bzykanie, czy jednak być wolną, niezależną, raz pod wozem raz na wozie ? Ten stan trwa strasznie długo. Czuję się jak w jakiejś matni, w iluzji życia. Otoczona czarną mazią, jak w jakimś kleistym czymś, co brzydko pachnie, jak stado kruków, które mnie otacza. Ten gardłowy odgłos, którego nie można zagłuszyć. Nawet gdy widzę czarny kolor, robi mi się mdło, gdy jest matowy, boję się tego dotknąć a jednocześnie wiem, że powinnam. Jest zimno, strasznie zimno, te twarze ludzi….

Serce kołatało mi coraz mocniej i mocniej, poliki drżały, ufna, że potrafi czytać w myślach, może w oczach, zajrzałam w nie głębiej, szukając łąki, wśród kwiatów której czułam się tak niesamotna. Czekałam, aż zada to pytanie, bym nie musiała odpowiadać sama.

–   Kto nosił to czarne sukno ?

– Moja mama, gdy leżała tam sama. Chciałam jej dotknąć, ale nie mogłam. A potem wokół krążyły stada kruków czy gawronów. Była zima. Był śnieg. Miałam trzy lata, gdy zmarła. Nigdy o tym z nikim nie rozmawiałam.

Głęboko odetchnęłam a ona uwolniła moje kolana z objęć własnych palców, jakby wiedziała, pomogła je wyprostować, otuliła ciepłem własnych dłoni, pomogła wstać, lecz dalej chciałam iść sama.

– Ojciec potem ożenił się, z tą drugą moją mamą. – Dodałam już bardzo dorosłym tonem.

– Proszę kupić zeszyt i zapisywać w nim każdego dnia wszystko, co pragnie Pani z siebie wyrzucić. Potem to spalić i nie wracać do tego.

Pokiwałam na znak porozumienia ,że tę ciemną dolinę już jako dorosła muszę przejść sama.

– I zadanie na ten tydzień – Dodała już z uśmiechem, jakby temat, który przed chwilą omawiała był tak odległą krainą, do której wróciłyśmy razem tylko na chwilę, by szybko pobiec dalej. – Wykrzyczenie wszystkiego w lesie. Proszę wybrać głęboki las z dala od ludzi.

– A nie lepiej kurs cudów czy mapa marzeń? Wizualizacja swoich pragnień, samospełniająca się przepowiednia ?

– Nie nałoży Pani pięknych pończoch na zakrwawione nogi, najpierw trzeba je uleczyć. Nakładamy lekarstwo, w tym przypadku leczymy stare i nowe rany a potem pozwalamy im się zagoić. Najpierw oczyszczamy, co jest bolesne, nakładamy balsam i sprawdzamy, czy przy delikatnym dotyku rana nadal boli. Proces leczenia trwa. Potem przyjdzie czas na pończochy. My, ludzie, powinniśmy obserwować zwierzęta. Raz, że łagodniejsze by było nasze życie, a dwa, uważność sprawia, że widzimy wszystko szerzej.

Czasem wystarczy chcieć mieć odwagę przyznać, że należy mi się coś od świata, od życia. Istnieje teoria, że dusza wybiera cierpienie, by spłacić dług z poprzednich wcieleń, by, gdy karma pracy się dokona, móc radować się rajem na trzeciej Planecie od Słońca o nazwie Niebo.

– Niebo jest na górze, proszę Pani.

– Tam są obłoki, moja droga,

Zaśmiałyśmy się jednocześnie.

*   *   *

debiut literacki z roku 2016 r. w 21 odsłonach.

(odsłona 1 wydawana w odcinkach, reszta w druku)

„Nueve” (pierwsza część trylogii)

autor : Dorota Olpeter

na okładce akwarela Adama Papke, Przed Burzą

(dla mecenasów sztuki )

https://patronite.pl/vilin )