” There is no way to the happines, the happines is the way”.
Wyobraź sobie, że jesteś na drodze osobistego rozwoju, własnej duszy i bez względu na to, którą drogę obierzesz, będzie to Twoja osobista droga realizowana przez Wolną Wolę, daną Ci przez być może siłę wyższą. Tam jeszcze nie dotarłam, i zapewne jak z tymi religiami, których ilości można na przestrzeni dziejów ludzkość nie zliczyć, być może podobnie jest z Silą, która to napędza, lub każda odpowiedź co lub kto jest tą siłą jest odpowiedzią prawidłową dla danego człowieka.
Ktoś kiedyś dawno temu, widzący więcej być może od przeciętnego zjadacza chleba lub tylko o mgłym widzeniu czegoś co widzi, akurat tu jest to absolutnie mało ważne, ale ważne jest co powiedział, by dać mi impuls do działania i poznawania własnego życia.
„Pracuje u pani tylko jedna czakra, czakra połączenia z kosmosem lecz jak ten trójkąt trójramienny jej czubek jest na ziemi więc wali pani każdą ścianą o glebę, i nie może wstać”. Amen
Dosadne ale dające wiele do myślenia, dla człowieka, który przyszedł po radę.
Trzeba odwrócić ten trójkąt, i uruchomić wszystkie czakry.
Tak przy okazji, kosmos nazywany też onętkiem, to kwiaty samosiejki, które mam pod domem, dostałam je od mamy a obecnie rozsiał się po okolicy, lub zbieram sąsiadom nasiona, by i oni mieli w ogrodzie niezły kosmos.
Te słowa o czakrach padły o wiele później, niż cokolwiek o nich wiedziałam. Nawet nie mam pojęcia, czy one istnieją, nie wiemy, czy Maryja byłą dziewicą, czy to tylko błąd tłumacza. Może młoda panienka miała porodzić syna, choć dla mnie osobiście wersja Syna Bożego, którego ludzie zhańbili a teraz się do niego modlą, zapominając, że nadal hańbią innych, bo nadal nie dostąpili oświecenia, i każdy z nich pędzi przed siebie, czasem tratując tych słabszych. Bo tak wygodniej. Czy zatem walka ma być orężem na drodze do poznania własnej podświadomości i planu duszy jak i realizacjo tego planu ? Chyba raczej, zgodnie z teorią Hawkinsa, wyjście ponad dumę, nie mylić z tą rosyjską, i a wejście na poziom odwagi są kluczowe do pójścia dalej.
Jako dziecko myliłam kolor różowy z pomarańczowym, gdy widziałam dwa w zestawie, wybierałam różowy. Ale to dziwne, taki dziecięcy daltonizm.
Odkąd mieszkam na wsi wena przychodzi w różnych porach dnia, kiedyś nad ranem, ostatnia myśl ze snu, a czasem w nanosekundę, więc szybko zapisywałam, czułam się trochę jak w jednym filmie, że ważne słowa emocje czy spostrzeżenia przychodzą do nas z Góry, skąd podświadomość otrzymuje ważne informacje być może od własnej nadświadomości, i tym sposobem wszelakie informacje uczucia i emocje przechodzą do każdej z czakr. Czy promienie od Stwórcy mają coś z tym wspólnego, a ich ilość którą każdy z nas otrzymał, pomnożył, czy je wszystkie wykorzystał czy stracił goniąc nie za własnym szczęściem ? A może bardziej układ gwiazd i planet w dniu zejścia na Ziemię, czyli w dniu naszych narodzin? Nie mam pojęcia. Choć ja akurat trochę jak Freddie Mercury, co prawda nie sypiałam w pokrywie po pianinie by rano zapisać muzykę, ale z laptopem prawie pod poduszką.
Staram się też odróżniać myśli przychodzące z góry od wydarzeń z samospełniającej się przepowiedni, co zapewne wielu osobom jest znane. Gdy o kimś myślisz, puszczasz myśl, zapominasz, nagle spotykasz tego kogoś, czasem w parę sekund a czasem trwa to godzinę. To od zawsze mnie fascynowało, jak łatwo jest sterować własną świadomością, czerpiąc informacje z nadświadomości a tym samym realizować własny plan duszy na to wcielenie, kto wie czy jedyne, ostatnie, a może po prostu jest to podróż do świata równoległego, lub może misja z innych wymiarów. Na te pytania w sposób dosyć mocno dziecinny zgodnie z kolorem różowym prowadzę sama z sobą dialogi, przypisując je różnym postaciom w mojej drugiej powieści. Paryżanka.
Ostatnimi czasy najfajniejsze pomysły mam gdy jadę rowerem, choć teraz niestety pieszo ścieżką rowerową przez las. Zabieram Winnie na spacer, psia starsza pani, Berguś zostaje wtedy w domu, to owczarek niemiecki. Zresztą ich podobizny wkrótce ukarzą się w bajkach „Leszczynowe Opowieści” uwiecznione akwarelą <3. Dokładnie pamiętam pierwszy raz, gdy przyszła do mnie wena, by spisywać własne myśli. Wówczas pod pseudonimem Abigal Vilin. Urocze. Chyba w pierwszym wpisie tu na blogu zamieściłam tamten opis, tamtego bądź co bądź dla mnie magicznego wydarzenia. Jechałam moją dawną Toyotką drogą podporządkowaną i wykonywałam dla młodego kierowcy, jakim wówczas byłam, niebezpieczny manewr skrętu w lewo pod górę. Nagle nadleciał na moją przednią szybę worek z OBI, jak Obi-Wan Kenobi choć zdecydowanie wolę Luke Skywalkera, ale to całkiem inna historia, dlaczego zostałam tłumaczem.
Pomarańczowy kolor to szaty pewnego szamana o niezwykłych krystalicznie mroźnie niebieskich oczach w Dharamsala, w indyjskiej siedzibie Dalaj Lamy. Było to spotkanie dosyć osobliwe jak na tamten czas, lata świetlne temu, gdy dopiero odkrywałam czakrę sakralną. Lecz teraz już wiem, że na Ziemi istnieją siły, atakujące naszą czakrę serca. Z perspektywy czasu nie miało to nic wspólnego z czymś fajnym, przyjemnym i miłym, lecz bardziej spotkanie być może dwojga oczu, z których te krystalicznie niebieskie wiedziały być może już coś więcej ja na tamten moment buszowałam po sklepach kaszmirskich, indyjskich, tybetańskich, jak przystało na stolicę wierzeń wszelakich i ogromnego skupiska różnych narodowości. Najpiękniejsze wówczas dla mnie sklepy były te prowadzone przez Kaszmirczyków. W jednym z nich kupując w sklepie szachy i wielbłąda, poznałam moc leczniczych kryształów. Nie mam pojęcia czy one działają czy też nie, ale wtedy czułam przepływ energii, gdy Samir kaszmirski sprzedawca wirował kryształem po mojej otartej dłoni.
Zaczęłam mocno interesować się czakrami, odpowiadającymi im kolorami, które jak się okazało dobierałam do garderoby wówczas dosyć intuicyjnie. Zapanowała więc w szafie soczysta pomarańcz z domieszką spłowiałego brązu, lekko przypominająca kolory ziemi.
Pomarańczowe szaty innego szamana w Paryżu, gdzie kiedyś przyszło nam spędzać Wielkanoc pod Sacre Coeur, gdy córka odkrywała na uliczkach w dzielnicy artystycznej o symbolicznej nazwie dzielnicy 9 Paryża swoją własną kreatywność. Obie buszowałyśmy pomiędzy karuzelą, sklepami z materiałami z różnych zakątków świata, a pomadkami od Coco Chanel. Szaman z Paryża w przeciwieństwie do milczącego w Indiach wydawał mi się być człowiekiem mocno nawiedzonym, coś krzyczącym do ludzi, którzy nawet nie zwracali na niego uwagi. Była Wielkanoc, której nawet nie można było poczuć w powietrzu. Całkowity brak jakiegokolwiek powiewu kolorowego świętowania, a śniadanie zjadłyśmy w Mc Donaldzie.
Myśl z dziś pojawiła się gdy szłam przez las, dosyć wolno, upalne lato, późne popołudnie, widzę przed sobą drogę na ścieżce rowerowej w lesie, idę nią, nagle na krawędzi powiek pod załamaniem światła ukazuje się jakaś kotara, lekko zwisająca. Otwieram szerzej oczy, kotara znika. I wtedy pomyślałam, a co gdyby to było nasze przeznaczenie, inny utopijny ląd, tak niedaleko stąd, tuż za powiekami, przy lekko zmrużonych oczach. Poszłam do przodu w kierunku tej kotary, której jednak nie było, była może gdzieś daleko, szłam dalej i dalej i nagle błysk świadomości, kotara nie pokarze się jeśli będę cały czas szła, wystarczy, że się zatrzymam. Zatrzymałam się, by to głębiej przemyśleć czy to oznacza, że ta utopijna kraina za kotarą jest wówczas gdy nie pędzę przed siebie ? A może po prostu nie nadszedł dla mnie czas, by odsłonić zasłony do utopijnego świata, być może nawet nim nie jest. Być może tutaj jest ten cudowny raj, a tam szara rzeczywistość. Takie rozkminy podczas spaceru z psem, które potem staram się w miarę bieżąco zapisywać, a nóż kiedyś je do czegoś wykorzystam. Na przykład do drugiej powieści, Paryżanka vel Polańska Venus.
Lecz dziś, gdy kończę ten esej wchodzimy w znak solarnego Lwa, Zamieszkałam na wsi aby przerobić kwadraturę Saturna w Byku, znak ziemi przodków po linii ojca, do lwiej Wenus i Lilith. Wenus jest dla mnie sygnifikatorem drugiej czakry, czakry sakralnej, a tej odpowiada kolor pomarańczowy. Czakra sakralna jest energetycznym punktem kreatywności i zmysłowości. Odnosi się do żywiołu wody i zmysłu smaku. Jeśli wierzyć astrologii, czasem planety i ich układ w danym momencie na Niebie może nam pomóc przerobić pewne blokady w nas, by wszystkie czakry swobodnie się rozwijały. Ktoś kiedyś jednak powiedział, że człowiek nie patrząc na wieczorowe niebo ani układ planet sam jest w stanie z własnej nadświadomości czerpać informacje niezbędne by uruchomić czakry, tak aby pracowały na pełnych obrotach a myśli swobodnie przepływały do świadomości. Wówczas energia życiowa rozprzestrzenia się w ciele w sposób równomierny, wpływa dalej do kolejnych czakr, splotu słonecznego, serca. Wówczas jak na tym spacerze wystarczy zwolnić, zatrzymać się, wsłuchać się w przyrodę i miłość. Podobno teraz też, zgodnie z wiedzą wielu szamanów, Ziemia nabrała przyspieszenia, wszystko szybciej wiruje, jak tajemny kod 3 6 9 powtarzany w kółko, miał sprawiać, że wszystko ulegnie przyspieszeniu. A gdyby wyjść tak poza wszelkie kody, astrologię, szamanizm i zastosować zwykłą teorię Hawkinsa. Jeśli wyjdziesz poza DUMĘ, nie mylić absolutnie z rosyjską, odkryjesz odwagę, a dalej to masz właściwie z górki, prosta droga do realizacji marzeń.
A co ze smakami ? Przecież one też są przypisane czakrom. Smak soczystych pomarańczy ,które w słonecznej Hiszpanii lezą sobie na ulicy jak u nas jabłka na wsi, dostępne dla każdego. Jeśli wierzyć w moc sił tajemnych, są zatem te dobre i te złe, choć może te złe są zwykłym żartem, z którym możemy sobie spokojnie poradzić, wybierając wychodząc ponad dumę ku odwadze, ten sam kolor, lecz nam pasujący, zgodnie z naszą intuicją, wyższym ja, świadomością. Dziś rano, w pierwszym dniu znaku słonecznego lwa szłam z moimi psami na spacer moją polną drogą pod domem. Dwa owczarki, jeden jako wytresowany do obrony, no dobra sam się wytresował, A ponieważ ostatni czas miałam dosyć dziwny by tę czakrę sakralną czyli kwadrat Saturna w Byku do Wenus przerobić, czyli odrodzić się na ziemi moich dziadków, gdy zobaczyłam zaparkowaną pod moim domem ogromną śmieciarkę w kolorze pomarańczowym a w niej trzech siedzących panów w przerwie śniadaniowej, pomyślałam tylko jedno, mam piękny kolorowy ogród pod domem, który można podziwiać z okien jedząc śniadanie. Lecz niestety otwarta pokrywa śmieciary wydzielała przykry fetor. Grzecznie poprosiłam panów by zaparkowali nieco dalej. Ale sądząc po ostatnich wiejskich żarcikach chyba po prostu chcieli mi lokalni tradycyjnie zrobić psikusa, chcieli zostać, że zaraz zjedzą. i odjeżdżają. Więc drugi raz grzecznie, czy jednak mogą, dalej, nie mówię nic o fetorze, ani że ja mam tu kwiaty pachnące i że kobieta nie musi znosić wielkiej śmieciarki pod własnym domem, tym bardziej iż droga jest drogą prywatną. I zadziałała tu nadświadomość, wywód zbyt długi, ale skuteczny. Padła szybka odpowiedź. Jedź dalej, no jedź. I słowo przepraszam było tu na miejscu. Dlaczego tak się wydarzyło ? Ponieważ moja nadświadomość wysłała do mnie sygnał, abym wyszła na poziom odwagi, mówiąc o pewnych własnych obawach, mogła swobodnie wybrać zapach i smak pomarańczy. A co z tym wszystkim ma wspólnego kolor różowy ? Mam taką ilość ciuchów po córce, które same różowe fatałaszki w domu zostawiła, nim ruszyła w świat a ja też, po burgundzie, czakra podstawy, lazurowym, czakra gardła, indygo nie jest moim ulubionym, chyba dlatego, ze kiedyś podobno tylko tamta czakra mi pracowała pełną parą i pobierała sobie energię w nadmiarze z innych zablokowanych czakr. Być może róże, sadzę magenta, roią się dzikie i różowe, a może po prostu moja dusza tak bardzo potrzebowała kolorów, iż róż postanowił zadomowić się na moim ciele i w dodatkach wszelakich, od beretów, kurtek, szali czy koszyków na zioła włącznie, że jakoś to mi się jednak mocno gryzło z kolorem czakry sakralnej, w zestawieniu pomarańcz i różowy, nie idą w parze.
Gdy nadjechała pomarańczowa śmieciarka miałam na sobie jednak sukienkę w kolorze magenta, do której w upalne lato, chroniąc ramiona dobieram przywieziony jeden z licznych indyjskich szali, w kolorach hiszpańskiej ziemi, z domieszką czerwieni. Czakra podstawy, której przypisany jest mocny burgund, musi w końcu pracować pełną parą. A jako dodatek piosenka. Pisząc ten esej kilka dni temu, przed znakiem solarnego Lwa, gdy już odkryłam pewien rodzaj spowolnienia, by okryć własną kreatywność i niczym nie zmąconą zmysłowość w splocie słonecznym, której energia swobodnie na tamtym spacerze z psem przepływała do serca, na you tubie wyskoczyła mi Daria Zawiałow, i jej piosenka Metroolis. A tam jak żywa moja własna córka, twarz, kolor włosów i fryzura, z czasów gdy wyjechała w świat, odkrywać własną kreatywność i zmysłowość. Obecnie na studiach artystycznych gdzieś tam w dalekim świecie, lub może zmieniła zdanie i jednak ratuje te Delfiny u wybrzeży Ponza. Najzabawniejsze jest to, że dziewczyna stoi w metrze, kurtka pierścionki jak u córci a krzesła są w pomarańczowym kolorze, tej kolejki. Zostawiła matce w domu pełno różowych ubrań i dodatków, by sama mogła w sobie okryć piękną zmysłową i kreatywną kobietę. Tylko jak ja za nią tęsknię no to tylko ten różowy słoń na jej łóżku o tym wie. A może ta piosenka to była zwykła widokówka z kosmosu, córa ma się dobrze, jeszcze chwilę poczekaj, i choć choć teraz włosy do pasa to w duszy jeszcze musi zostać odkryta kreatywność lub może ten kolor pokazuje, mi że już została. Być może po prostu jeszcze raz musicie do tego Paryża polecieć, i więcej szmat kupić, by miała z czego szyć swoje kreacje, a przy okazji i dla mamy.