Są ludzie, którzy czerpią przyjemność ze wspólnego gotowania z ukochanym, by po 3 godzinach spędzonych w kuchni delektować się razem, we dwoje przygotowanymi posiłkami, w fajerwerkach emocji i uczuć, przy których gotowanie nasycało się ich wspólnymi osobowościami, tak różnymi od siebie i tak bliskimi dla nich. Są tacy, którzy wybierają wykwintne lub szybkie restauracje, by wspólnie z ukochanym zjeść razem posiłek będąc obsługiwanym za zarobione przez siebie wcześniej pieniądze. Ludzie dzielą się na różne osobowości. Którą drogę wybierzesz, by razem z ukochanym delektować się posiłkiem, zależy w głównej mierze od czynnika współgrania kompatybilności wzajemnego przyciągania się pomiędzy ukochanymi. Są ludzie, którzy spotykają się na targu, przypadkowo, lecz składniki na posiłek wybierają już wspólnie by płonąć z namiętności przy zagotowaniu tylko wody, warzywa na patelni zdążą się sfajczyć, zaś deser serwowali sobie w sypialni sycąc się mieszanką potu, łez, zapachu, okrzyków i wzruszeń.
Są tacy ludzie. Generalnie nie lubię jadać na mieście, gdyż całe życie po kuchni chadzam boso, miotła przy drzwiach postawiona na sztorc mówi, wręcz krzyczy, iż do kuchni czarownicy wejść może tylko jeden, który po umyciu pomidorów i sparzeniu ich wrzątkiem wspólnie ze mną przygotuje salsę, wiedząc, że truskawki jako deser jadam bez cukru. Nie zwykłam też czekać samotnie w wielkiej zaczarowanej kuchni na jedzenie przygotowywane z dala od niej. Cóż zrobić, gdy ukochany pobiegł do lasu upolować dzika, i od ponad roku posolone mięso trzyma nad ogniem, albo się sfajczyło albo stałam się weganką. Nie wiem, czy jakakolwiek miłość jest w stanie znieść czekanie na znaki dymne unoszące się znad tego ogniska, by przez strugi deszczu nad jeziorami dostrzec ostatni promyk nadziei : uff w końcu zalał wodą to ognisko, odmówił taniec pożegnalny wokół dzika i poszedł ze mną w maliny.
Cóż, sezon na truskawki minął, maliny dojrzewają, te późne dopiero we wrześniu. Lemon, czy ja mam na niego czekać do września czy jednak zamiast do lasu pobiec nad morze, gdzie ryba w porcie co rano przez rybaka przywożona ? – zapytała kota.
– Nie wiem, moja Droga, wybór należy do Ciebie. Może nie czekaj, tylko żyj. Maliny w sierpniu są słodsze, wrześniowe dojrzewają w strugach sierpniowego deszczu, sierpniowe kąpią się jeszcze w lipcowym słońcu, ryba od rybaka czeka na Ciebie wszędzie, a Twoja miłość Ciebie znajdzie, gdy zrobisz na nią miejsce. Dopóki czekasz na palanta, który tego dzika smoli od ponad roku nad tym dawno sfajczonym ogniskiem, to może czas zostawić go w tym lesie, znaków dymnych nie wypatrywać tylko poszukać lub dać się odnaleźć komuś, kto o 5 rano na targu kupuje najlepsze pomidory na waszą wspólną salsę, by pod nos podsunąć Ci zapach czerwonych malinowych owoców prosto z krzaczka, byś wąchała ich zapach nim wstaniesz. Ja bym wybrał zapach pomidorów o świcie miast dymu sfajczonego ogniska, które w dodatku może być od dawna iluzją, bo czy to wiadomo co za tymi górami, dolinami i rzekami nad jeziorami się wyprawia ? Moja Droga, szybki zimny prysznic i dzika…sory, dzida nad morze. No co tak gapisz, głupia, mleko mi lej – odpowiedział Kot po czym pobiegł do swojej Pani.