To, co czuję nigdy nie było dla Ciebie nieużyteczne. Byłem dla Ciebie niczym ten pierwszy promyk, który widziałaś wybudzona tuż po śnie, gdy usłyszałaś ptaki za oknem, zachwycona ich głosem, drgającym w każdej strunie Twego ciała, w tym śnie, w którym chciałaś trwać, w lęku przed światem, jego barw niezdolna rozpoznać. Byłem Ci potrzebny jak posąg, do którego mówisz, bojąc się mówić do siebie, jakby miało znaczenie co ja Tobie powiem, jak ja pokieruję Twoim życiem. A jednak ufna mnie a nieufna sobie oddawałaś mi każdą cząstkę swej duszy, mając jednak na jej dnie własne marzenia, te sekrety skrywane, ostatni promyk nadziei, który jeszcze w Tobie nie zagasł. Byłem ci potrzebny byś wypowiadała swe lęki, mnie mając za ich strażnika, w których to Cię pięknie utwierdzałem. Kiedy spostrzegłaś, że jestem tylko wytworem Twoich leków ? Że jestem w stanie nie do uniesienia, wystarczy o mnie zapomnieć. A mimo to tkwiłaś we mnie, patrząc ufnie w me oczy…
– Nie byłeś mym lękiem lecz lekiem na stan mej duszy…
– Celowo pominąłem haczyk i tak z lęku powstał lek, czy jednak on uleczył Twoje lęki ?