Przez ponad 25 lat mieszkałam przy wieszcza polskiego trzynastozgłoskowca w Toruniu, gdzie pisałam pierwszą powieść, w kuchni na stojącą, coś pomiędzy powidłami wiśniowymi smażonymi w miedzianej patelni pamiętającej czasy Piłsudskiego zapewne a suszonymi pomidorami w oliwie z pestek winogron.
Wtedy sąsiad, genialny matematyk na emeryturze, który uwielbiał przystanąć na rogu i sobie o wszystkim i niczym z każdym pogadać, rzekł, że pierwszą powieść może napisać każdy, po prostu spisać własne dzieje. Lecz spisać własne dzieje, zbyt banalne mi się wydawało, połączyłam chyba kilka istnień w losy jednej bohaterki i voila prosty algorytm na „Nueve”.
A co oznacza, gdzieś już przytaczałam głębiej, w wielkim skrócie, z hiszpańskiego 9 co w świecie wierzących w magię liczb oznacza droga. Taki miał być pierwotnie tytuł Nueve znaczy droga, zaś główny bohater ten z odległych krain pojawi się gdzieś w 14 odsłonie chyba, chwilowo leci 4 a mam ich 21, takie dostał ode mnie imię.
Moja pierwsza redaktor, Klaudia zapytała kiedyś, redagując dawny debiut : po co Ci dom na wsi ? – Bo chce tam pisać powieści. – A w mieście nie możesz ? – Jedna napisana w mieście, druga na wsi i dom kupiłam, mała chałupka drewniana pod lasem ale ogrzewanie podłogowe plus koza, do ustawicznego remontu, no można żyć.
W mieście czerpałam z kosmosu, tutaj z ludzi i nieba, a skończy się SF, które jak wiadomo istnieje. Już Lem o tym pisał. Na tej samej stacji tydzień temu piosenka dziś ten wątek ważny psychologiczny, kupując cappuccino. Jeżdżę rowerem i jak kiedyś Toyotka na najbliższym postoju nawet pod zakazem by spisać motyw, tak teraz tutaj. Tyle czytamy, warsztaty, medytacje na obiekcie bez obiektu, zdrowa żywność i lans w necie, ja już jem tylko liście rzodkiewki a Ty ? Serio, są świetne. Pędzisz gdzieś, chcesz coś osiągnąć, wiedzę, czy coś a tutaj ludzie po prostu to wszystko już wiedza. Nie dopytuję, wiedza do mnie przychodzi, nie gonie, czekam na deszcz. Czekam na słońce, zawsze czekają, bez pośpiechu jakby czerpali te wiedzę od pokoleń, z gusłami bez guseł. Klaudia, powiem Ci w życiu bym nie poznała tak dogłębnie tajemnic ludzkiej psychiki nawet w Delft. A ze trochę psychologicznie z domieszka fantazy mi się pisze jakoś tak samo bez wydumania, dopijam cappuccino i jadę spisać notatki, chociaż nie, jeszcze poprasuję, ale koty, psy, dom, ogród, warzywa, dzizas toć jedno życie to stanowczo za mało.
Normalnie z dyktafonem zacznę jeździć, w lesie taki fajny motyw miałam i mi uleciał, jak kiedyś jeden niezapisany wiersz.
Choć może to nie synastria pomiędzy miastem a ziemia, lecz zrozumienie opozycji i przemiana w trygon, a bardziej chyba kwintesencja wzajemnych zależności i wzajemnego czerpania, brak dysonansu choć do niego bez czucia raczej po kamieniach niż wodzie, to jednak i szkiełko i oko i serce w nie patrzenie daje pełnie, a ze kwadratury można na nazwać sekstyem, bo kto ustalił co jak nazywać ? Wiec zróbmy z tego kwitnienie jabłoni, choć kwintus tez ładna nazwa to jednak wydumana. Najpierw była jabłoń a za nią przyszła wiedza, która jabłoń w sobie już miała, w ziarnie przekazywana z ust do ust.