Koszyk pełen marzeń
***
Nie ma spraw przypadkowych, koszyk w coverze dawnej galerii Vilin & Art, z czasów gdy zadręczałam znajomych pytaniami, a może La Mia Galleria, bo jednak logo Beatce wyszło cudne ? Do Włoch się wtedy wybierałam, jezioro Garda i ta boska nazwa miejscowości, to co kocham, góry i jeziora w jednym miejscu. W zamian za to mam lawendę na polskiej wsi, i też jest pięknie, Koszyk autorstwa Małgosi Mikołajczyk, otrzymałam lata świetle temu w prezencie urodzinowym. – Małgoś, koszyk boski lecz czy nie nazbyt krzykliwy jak na piernikowe miasteczko ? – Ja jestem małanieszawianka i sama taki nosić będę, ty torunianka…po wielu wielu latach koszyk ten stał się nieodłączną częścią mnie, choć lekko spłowiały, przypominał mi czasy, gdy Małgosia spełniła moje marzenie o galerii na Bydgoskim Przedmieściu. Pozostała nazwa, grafika spod delikatnej dłoni Beaty Podwojskiej, ważka, więc szkoda, by to się zmarnowało. Sentymentalna ze mnie dziołcha, więc zostawiłam sobie tę ważkę na moim fejsbukowym lansowaniu się na Vilin znaczy czarodziejski, bo jednak sentyment do języków pozostał, i znaczenie słów. Prawdziwy człowiek renesansu, jak mawiała jedna z moich praktykantek w tzw. „tłumaczeniowni”, którą tak nazwała Miriam Adesanya, powinien robić to co kocha i próbować z tego żyć. Z kolei cudna Michalina powiedziała, że prawdziwy artysta musi czasem przymierać głodem i zimnem, by poczuć te emocje. Vilin&Art vel La Mia Galleria, są już od dawna passe, gdzieś ta kreska powinna być, ale nie wiem dokładnie gdzie Wczorajsza Pełnia w Strzelcu, zawsze zastanawiam się, czy jestem jeszcze na etapie, by planety rządziły mną czy to ja już rządzę planetami, czy etap, że wierzę w układ planet jeszcze mnie dotyczy, a może to ja jestem w szczerym polu, w cała ludzkość ma to już za sobą, Po dwóch latach zbierania doświadczeń by napisać drugą powieść, w stanie tak zwanym sote, bez makijażu, wyjęłam jednak ukochany cień do powiek, w odcieniach i tonacjach błękitu, w zabarwieniu wszystkich kolorów tęczy tegoż błękitu, zrobiłam nawet kreski i ruszyłam w świat, po drodze uratowałam królika, Właśnie metafizycznie wymieniam go na starą lampę z Micka, bo bujam się z nimi od dwóch lat, no trochę szkoda a jednak trzeba je gdzieś zutylizować. Więc ten królik, nie dość, że do mnie mówił : uratuj mnie, to jeszcze po raz kolejny dał mi impuls by zagłębić się w moje alter ego, które we wszystkich doszukuje się znaków dymnych, o połączeniu Nieba z Ziemią, i od razu siadam i opisuję to w drugiej części. Czasem wystarczy mi zdjęcie czegoś, jakiegoś motywu lub akwarela, by na jej bazie napisać rozdział albo całą powieść. Właśnie pomieszały mi się wszystkie wersje pierwszej, chyba czas na porządki. Dać obie stare lampy czy jednak poczekać z tą jedną pozostałą, ech może już dosyć tego ratowania. A może jedna pozostanie na pianinie, by w pewnym momencie też ją wymienić na coś niebanalnego.
moja wieś, 3 stycznia AD 2020.