* * * L A T O * * *
ODSŁONA 4 – W gabinecie mądrej sowy
„Kochać to znaczy dotykać. Bardzo piękna etymologia słowa, czyż nie? Bo chciałoby się powiedzieć, że kochanie to dotyk fizyczny i uczuciowy. Jakby tego było mało, to słowo “kobieta” najprawdopodobniej pochodzi z dialektu toskańskiego i pierwotnie znaczyło: istota lubiąca dotykanie, przytulanie się. Czyli w kobiecie etymologicznie jest już wpisany aspekt kochania, dotykania. I to też jest bardzo piękne.”
~ prof. Jan Miodek
Lato szybko nadeszło. Upalne dni pojawiają się całkiem niespodziewanie, zdejmują z rana, jeszcze przed południem ciepły płaszcz pani wiosny i narzucają na ramiona delikatną chustę gorącego lata, by nie spalić ich zachlanymi pierwszymi promieniami letniego słońca. Pierwsze dni były wyjątkowo upalne a ja dziecko słońca chowałam się przed nim, kryłam w domu i nie potrafiłam z niego wyjść, by cieszyć się nimi, radosnymi pierwszymi gorącymi promieniami. Kładłam się na kanapie, promienie słońca dochodziły do mnie przez szybę, widziałam chmury. Miałam wyrzuty sumienia, że dzieci nie mają radosnej mamy przy sobie. Brakowało tak bardzo spontanicznej, niczym nie zmąconej radości, jaką miały na spacerze z babcią, sąsiadką, na półkoloniach, w kinie. Nie potrafiłam im tego dać. Słońce dobijało się przez zamknięte szczelnie szyby. Uchyliłam lekko okno, poczułam od razu gorące powietrze i gwar z ulicy i drzew, hałaśliwe życie ludzi i zwierząt. Dobiegały wszystkie odgłosy, jazgotu letniego życia. Odwieczna gonitwa myśli, jak zrobić pierwszy krok w ich kierunku. Pomocna dłoń, która pomogłaby wstać, a której zabrakło.
Wstanę, pewnego dnia wstanę i będę radosna, lecz jeszcze dziś chwilę poleżę, ten jeden dzień. A potem wstanę…Zasypiałam od razu. Sen był wyzwoleniem…
* * *
Zaledwie może trzecia wizyta u Racheli a ja czułam to miejsce jak swoje od zawsze. U niej było inaczej niż gdziekolwiek. Tam byłam dzieckiem na bujaczce, z której nie chcę zejść. Zasypiałam na niej, słuchając kojącego głosu Racheli. A ona snuła opowieści o sobie, a ja ten jeden raz nic nie musiałam, po prostu słuchałam.
-Szukałam Boga we wszystkim, Chrześcijaństwo, Buddyzm, Szamanizm, Gnoza, Wolna ludzkość – mówiła Rachela. – Ludzie z jakiegoś powodu uważają siebie za ważniejszych od innych. Każdy człowiek ma swoją drogę, którą wybrał. Każdego z nas trzymają kody. Dokonujemy wyboru, nikt nas do niczego nie zmusza. Jednak gdy zaczynamy być guru dla innych wówczas przemawia przez nas najcudowniejszy z grzechów, próżność.
Każdy go posiada. Jedyną drogą do wyzwolenia się z demona próżności jest świetna zabawa życiem oraz miłość pomiędzy kobietą a mężczyzną. Zająć należy się tylko sobą, pokazać swoją drogę ale nie wyznaczać dla nikogo wskazówki, którą drogą ma podążać on czy ona.
Po latach tułaczki przez różne religie, filozofie i wyznania zobaczyłam, że astrologia jest wyznacznikiem, swoistym znakiem nieba, los człowieka zapisany w radiksie, w magicznym kółku z dnia narodzić. Ledwo to liznęłam, i nie zaufałabym temu na tyle by próbować astrologicznie odczytywać przyszłość. Badałam aspekty buddyjskie i chrześcijańskie, szamańskie i słowiańskie. W horoskopie najważniejszy jest Saturn, planeta pokolenia i rodziny. Stamtąd pochodzimy i rozprawienie się z tematem rodziny pozwoli nam na pokonanie wszelkich przeciwności losu, gdyż nie są one przeciwnościami a jedynie naszymi rodzinnymi uwarunkowaniami.
Odczytywać astrologię powinno się jednak tylko samemu. Wielokrotnie z ciekawości czytywałam żywot człowieka zapisany w jego kółku. Każdy człowiek ma kilka dróg możliwości wyboru. Może usiąść obok rodziców lub polecieć w świat, a wszystko to jest uwarunkowane nie tylko nami lecz ludźmi, którzy są obok nas, naszymi dziećmi, mężami, żonami. Zbadałam mój horoskop bardzo wnikliwie. Szłam przez numerologię i chwilę pobawiłam się tarotem. Wszystkie te magiczne sztuczki, kody numeryczne są dziełem demona. Każda mantra wypowiadana jest kodem, który ma nas trzymać. Jeżeli przyjmiemy, że każdy człowiek jest równy jak ziarenko na pustyni wówczas nie ma znaczenia numerologia. Jeżeli przyjmiemy, że każdy człowiek jest indywiduum i każdy inny jak linie papilarne, wówczas nie ma znaczenia odczytywanie z kart tarota czy innych dziwolągów. Ponieważ trzyma nas strach i to on przemawia przez ludzi czytających z kart. W kartach wychodzi nasz strach i nasze lęki. Demon jest tak silny, że odbiera ludziom miłość, byśmy poprzez jego karty pytali o naszą drogę.
– Próbowała Pani sesji ribertingu ? – zapytałam, bo od dłuższego czasu interesowałam się tym tematem. – Czy powrót do poprzednich żywotów, przyjmując, że takie istnieją, może pomóc nam w rozpoznaniu przeszkód czy losu z obecnego życia ?
– Jeszcze herbaty ? – zapytała Rachela.
– Tak poproszę – odpowiedziałam, zakochana już naparze bogów. Tym razem zielona herbata z limonką i syropem z granatów sprawiała, że pogrążałam się w błogości w jaką wprawiał mnie już sam jej zapach.
Jedno nasze wzajemne spojrzenie na siebie sprawiało, że tak u mnie jak i u niej pojawiał się uśmiech, porozumienia bez słów. Niczym nie zmącone porozumienie i wymiana myśli tak wspaniale się uzupełniających.
Rachela delektując się uroczą filiżanką z motywem różyczek i rajskich ptaków opowiadała dalej. – Zaczęłam od autohipnozy, było to niezwykłe doświadczenie. Nie ufałam głosom innym niż swoje. Nagrywałam więc własny głos, któremu ufałam i sama wprowadzałam się w stan głębokie rozprężenia, które powodowało, że docierałam do pokładów mojej podświadomości. Potem przyszedł czas na flirt z riberterem. Lubiłam te rozmowy z człowieczkiem od ribertingu bardziej od tych jego sesji. Właściwie wolę masaż od powrotu w zaświaty, ale nie potrafiłam tego z siebie wydobyć, woli bycia dotykaną. Jego dłonie na moich łopatkach gdy pomagał mi spotkać się ze mną samą tylko wcześniejszą, inną mną, która chyba sporo kiedyś nabroiła, więc ten moment powrotu nie był dla mnie tak ważny jak dotyk jego dłoni i chyba to poczucie, że mogłam być sobą, zgadzał się na wszystko cokolwiek bym zrobiła, u niego byłam sobą. Dopijałyśmy herbatę a Rachela opowiadała. – Moja droga wiodła przez 3 religie, w tym buddyzm w kilku postaciach. Możesz medytować na mantrze, na obiekcie, bez obiektu, medytacja transcendentalna, hiperwentylacja, joga snu, riberting, krople Bacha lub gotujesz według pięciu przemian, dla szpanu czy z ideologii. Gdy sobie przypomnisz …Ola Ola, moja babcia Ola wrzucała wszystko na gorącą wodę, dobry rosół 5 godzin, gdy to połączysz, przejdziesz przez wszystko, od kreskówek po skakanie po chodniku, żeby wyszło 5 a nie 13, gdy zatopisz się w sobie, i poczujesz piękno serca w człowieku na posterunku policji, który znalazł Twoje dokumenty, i uśmiechniesz się na słowa : – Nie musisz dziękować kobieto, to nasz zawód. Gdy z szacunkiem spojrzysz na ludzi i powiesz sobie : – jest ok. Każdy stawia płot lub go właśnie rozbiera, gdy nie pozwolisz odejść miłości Twojego życia, gdy będziesz świętować noc Kupały a nie obce święta, wtedy zobaczysz, że każda religia ma spore kraty. Ugotuj zupę według przepisu babci Oli, wypij kawę z ukochanym, spójrz mu głęboko w oczy i powiedz : – Nie pozwolę Ci się bać już nigdy więcej…- Chcę latać na miotle i rzucać zaklęcia – wtrąciłam, mój obecny stan, tak odległy od stanu Racheli. – Zaklęcia nie skutkują, jeśli nie wierzysz w ich moc. Jeśli wierzysz, to ptak na oknie może być posłannikiem Boga…- Myśl to energia, oczyszczanie ze złych energii ? – zapytałam. – A może zwyczajna asertywność wystarczy ? – Rachela spojrzała mi głęboko w oczy. – Obserwuj ludzi, życie i śnij o kimś kto jest Ci pisany od wieków i na wieki wieków. Iluzja jest droga, nie jest niczym dobry ani złym, jest oszustwem lub wskazówką, jak wygląda prawda. Jeśli zatrzymasz się na iluzji będzie ona jak ciastko ze sklepu, bez emocji, które wkłada babcia w pieczenie drożdżówki. Nie można odrzucić iluzji, jeśli właśnie ją się wybiera, bo wówczas jest ona naszą drogą. Czasami potrzebną, by odkryć, iż to zaledwie początek. Iluzja jest też po coś, by pokazać nam prawdę o nas samych, że tak naprawdę wolimy w szybkim świecie ciastka ze sklepu, żeby zaspokoić głód, nie marnując czasu na pieczenie. Jednak dlatego nie mamy czasu na pieczenie bo marnujemy go na iluzję.
* * *
debiut literacki z roku 2016 r. w 21 odsłonach.
„Nueve” (pierwsza część trylogii)
autor : Dorota Olpeter
na okładce akwarela Adama Papke, Przed Burzą