„Jeżeli posiadasz autentyczną empatię nie potrzebujesz żadnej religii”
Dalajlama
Zatem życie będzie moją religią
wbrew wyrokom boskim
miała dar widzenia świata, takim jaki jest
bez mgły
nie dasz rady, powiedziała Kola…
nie dzwoń, przerzucała winę na nią
manipulacja ciemnej mocy była silna
Twarz i czoło, jej sny.
Co ci się śniło ?
we śnie zbierała informacje o niej, te z podświadomości,
te ukryte przed światem,
jej marzenia, jej obawy, skute lodem sny na jawie
zawieszona w bieli snu by w pół słowa zbudzić się co tchu,
sen jej nigdy lekkim nie był nigdy mdły, zawsze ją bolały własne sny
Co na jawie śniła skromnie
we śnie wrzała wiedząc ogromnie
że jej sen naczynia ma
co ze stalą w bijatykę gra
umilone w jej pościeli, otulone jej zapachem
niczym rosa kroplą czoła
nie dawały jej spokoju,
odkąd labradoryt dar jej boga
tchnął w nie życie, czym ona nie trwoga
lecz ze snu zbudzona zawsze, długo spała nim ponownie zaśnie
we śnie wszystko było barwne, wietrze gwarne,
w śnie nie bała się niczego, we śnie ukrywała narzeczonego
jego miłość i namiętność
jego czoło i jego męskość
oczy modre bez wyrazu…
by nie skradły mu jej sny
jego odwagi i niepokory
którą wielbiła niczym ogniki zmory
co na jawie niczym były jak dwa pawie po ogrodzie
jego ptakiem był sam sokół
wypuszczany tylko o świcie
by zbudzona ze snu właśnie
opierała na nim swe baśnie
wieszczka modra i zazdrosna
jego oczu wypatrywać niegodna
zawsze blisko lecz daleko
bo nie jej dane było płynąć jego rzeką
więc we śnie był jej mężem a ona żoną
we śnie on i ona jedność i ponoć
nawet jak ptaki swego lotu nieświadome
na jej łonie ułożone
gdy patrzyła w dal hen za nim
gdy odjeżdżał i jej nie ranił
bo jej miłość plutoniczna silna męska bardziej niż krystaliczna
nie kobieca nie dla niego
jemu oręż swój by dała
byle tylko żadna rosa trosk jego czoła jej nie zabrała
pochłonięta jego zbroją którą czyści by stać się jego koją
ukojeniem jego snu, jego ran i męk jego duszy
swoje sny tak ułożyła
by za dnia się nie wyłożyła
z zakrytą twarzą, odrzucona
na wiek wieków potępiona
bo kochała niebywale, gdy on w znoju pochłonięty w chwale
o niej nigdy nawet nie wspomniał, o miłości jej zapomniał,
pukiel włosów jej nietknięty
za zaloty innych niechybnie nieugięty
jego oczom wierna zawsze
pochłonięta w jego wzroku właśnie
posłyszany głos razu pewnego ze snu ją wybudził i rzekł
pilnuj swego mała ważko
pilnuj słowa Ci danego
pilnuj jego serca tchnienia
by Ci żadna ćma nie podniosła ciśnienia
obietnica raz mu dana kropla rosy w pieczęć delikatnie zaplątana
by mu swoje sny objawić tylko czy ich moc jest w stanie go zwabić ?
bo zbawienie jego duszy wabiem da jej pocałunków
skroni czystej i jaskrawej
co wrzuciła w otchłań nocy
sen, by zjawił się w nim on, może bosy ?
by podążał za swą muzą, co twarz kryła za kałużą
wody rosy łez i szlochu
krzykiem duszy jej zdławiona
po kolana w nią wtopiona
* * *
Bajdurzenie słowo klucz by odmrozić jego chuć.
Toruń, dnia 16 lipca 2016 – Vilin