Nueve – odcinek 11 – Herbata według pięciu przemian

Mężczyzna, który czuje się autentycznie silny, nie musi deptać godności kobiet. 

Autor znany;)

Przyp. autora. : czy można cytować wypowiedzi innych bez ich zgody, nawet podpisując je z nazwiska i imienia ? To piękne zdanie wypowiedziała kiedyś piękna kobieta, i tutaj właściwie rozpoczyna się mój poemat rozważaniem, gdzie przebiega granica wszystkiego.

* * *

Kobieta zdjęła bez ze stołu. Włożyła do słoików, zalała gorącą wodą, dosypała cukru, pokroiła limonki i przykryła gazą. Czułam się jak w zaczarowanej kuchni, gdzie toczą się rozmowy, a pani domu w tym czasie robi swoje zaprawy. Wykonuje kilka czynności jednocześnie, filozofuje, miesza w rondelku truskawki na powidła, zalewa bez, wącha kwiaty i głaszcze kota lub przekomarza się z nim, robiąc noski-eskimoski.

– Herbata po kaszmirsku? – Padło z jej ust, bardziej niczym oznajmienie niż pytanie. No jasne, u niej nie mogło być nic zwyczajne. Kardamon, cynamon, odrobina zielonej herbaty i wyszedł pyszny lekko żółtawy, cudowny, gorący napój.

– Chyba chciałabym być Pani wnuczką – nie zdążyłam przecież jeszcze nawet dopić poprzedniego eliksiru a już miałam zostać oczarowana kolejnym gorącym napojem.

– Jeszcze nie mam wnuków – zaśmiała się Rachela – i nie czuje się babcią, mimo iż te wszystkie zaprawy, nalewki zajmują sporo czasu. Lubię podejmować gości, ale od wielu lat nie zapraszam nikogo na konkretny termin, nie mówię : przyjdź w piątek na 17. Po prostu czekam, kto przyjdzie, komu będzie po drodze. Czasami drzwi się nie zamykają i ruch jak na Marszałkowskiej, czasami tygodniami jestem sama.

Rachela bez pośpiechu postawiła garnek na ogniu. Maleńka koza którą chyba musiała ogrzewać też cały dom służyła jej za kuchni. Gdy woda zawrzała kobieta celebrowała parzenie herbaty. Wyjęła z szafki pomarańczowy worek, na wrzątek rzuciła garść jakiegoś suszu uśmiechając się jedynie bez słów kontynuowała swoje delikatne czynności. Podsunęła mi pod nos dwie kolejne paczuszki, bym sama węchem odkryła składniki.

– Kardamon, cynamon – zaśmiałam się jak uczennica, która zna odpowiedź na pytanie, co kryje się w kolorowych płóciennych woreczkach, którymi wypełniony był kuchenny kredens . Dopiero teraz ze spokojem wodziłam wzrokiem po jej kuchni. Szafki były przepięknie pomalowane, w bławatki, dmuchawce, maki, skrzyp polny dodawał im uroku. Dostrzegłam też na jednych drzwiach pękate kopry, dumnie manifestujące swoje piękno, wśród pomalowanych też w bladych odcieniach zieleni źdźbła trawy. Czekałam na moment, gdy sposób parzenia herbaty nazwie w jakikolwiek sposób. Doskonale wiedziałam, że jest to styl znany na wschodzie, gotowania wedle pięciu przemian, lecz Rachela nie nadawała swoim czynnościom dodatkowej rangi. Było to niezwykle ujmujące i jakże naturalne, w jej wykonaniu. Dorzuciła brązowy cukier lub może trzcinowy. Dosyć zamaszyście zamieszała całość. Po kilku minutach podała w uroczej filiżance w różyczki gorący napój. Dmuchałam jak mała dziewczynka, by ostudzić własnym podmuchem parę unoszącą się nad herbatą, po kaszmirsku.

– Mleka ? – zapytała.

– No bogać to nie – zaśmiałam się słowami mojej babci, które pamiętałam z dzieciństwa.

Mleko ostudziło wrzątek, choć kolejnym razem muszę jej powiedzieć, by dolała je go wywaru do garnka, skoro już postanowiłam czerpać z niej pełnymi garściami, mleko do herbaty bardzo tu pasowało.

– Pochowała Pani męża w zeszłym roku? – bardziej stwierdziłam niż zadałam pytanie. Znałam jej historię od Neli.

– Tak, drugiego męża, pierwszy ma się dobrze. Złego licho nie bierze – zaśmiała się. – To był żart, nie jest złym człowiekiem. To ze mną nie potrafił być szczęśliwy… – po chwili, wpadając w lekką zadumę, dodała: – ani ja z nim. Dopiero, gdy zdałam sobie sprawę, że tak naprawdę każdy napotkany człowiek jest dla nas tylko i wyłącznie drogowskazem, nie jest naszą własnością, nawet ten mąż, któremu przecież ślubowałam miłość i wierność, gdy wypuściłam z mego ucisku jego i siebie, z niewoli naszych wzajemnych emocji, dopiero wówczas byłam wolna. Pierwszy mąż był zaledwie przystankiem na mojej drodze. Gdy puściłam go wolno, pozwoliłam jemu i sobie na szczęście, uwolniłam nas oboje. Ale nie dzieje się tak od razu. Czasami niektórzy z nas to wiedzą, rodzą się z zapisanym kodem na szczęście, inni przez całe życie odkrywają je w sobie, a przy okazji w innych. Więc gdy było bardzo, bardzo źle pomiędzy nami, zapytałam siebie: „ale o co ci chodzi, maleńka?”. Odpowiedź była prosta. Chcę, by on mnie kochał. Bo jakby miało być pewnikiem, że coś nam się należy, bo jestem jego żoną, bo urodziłam mu dziecko. Bo po raz kolejny za mąż nie wyjdę, bo się uparłam, bo najlepsza uroda przeminęła, on ma mnie kochać i już. A co, jeżeli nie kocha, jeżeli nigdy nie kochał? I co, zabijesz siebie, jego, dziecko czy dzieci ? Wszystkich zadręczysz sobą i swoim nieszczęściem? No można i tak opowiadać sąsiadkom, koleżankom, innym rodzicom na zebraniu w szkole o swoim nieszczęściu, można też szybko złapać drugiego  męża najlepiej szybko dziecko z kolejnym, żebym poczuła znowu, oto do kogoś przynależę, teraz jestem kochana.

Rachela wzięła głęboki oddech.

– I też tak próbowałam, na początku tak. Na całe moje szczęście oni wszyscy uciekali  – zaśmiała się. –  W popłochu, jeden nawet zegarek zostawił na nocnym stoliku, tak się spieszył. Mam gdzieś w szufladzie, po nim ten zegarek. Miałam spieniężyć, ale lubię mieć pamiątki. Nim się zorientowałam minęły lata unicestwiania się w galopie za absztyfikantami.

– Postawię ci horoskop chcesz ?

– Co wy wszystkie z tą astrologią powariowałyście.

– To trochę zabawa a może i nie, na pewno pomoże odpowiedzieć na pewne pytanie dotyczące ciebie. Dokładna data urodzenia, a pamiętasz godzinę ?

– Data z metryczki ale godziny proszę wybaczyć, nie pamiętam.

Spojrzała na mnie przenikliwie, wiedząc że trochę szydzę.

– A w metryczce była godzina ?

– Tak, 4 nad ranem.

Kobieta zakreśliła tajemnicze kółko, wyznaczały trasy ruchu planet, wektory. Powstała tajemnicza mapa mająca być moim życiem przeszłym i przyszłym.

 

debiut literacki z roku 2016 r. w 21 odsłonach.

„Nueve” (pierwsza część trylogii)

autor : Dorota Olpeter

na okładce akwarela Adama Papke, Przed Burzą

(planowałam wypuścić w odcinkach tylko odsłonę pierwszą a kolejne w druku wraz z nagranym audiobookiem, jestem też na zupełnie innym etapie życia, obecnie piszę losy Racheli w drugiej części, nie jestem zupełnie obecnie przekonana, czy tamta historia ma większy sens, może jedynie jako droga dla innych kobiet i odpowiedź na wiekuiste pytanie, jak poradzić sobie z żałobą po kimś).