Nueve – odcinek 4 – Jaśmin

 

Mieszczuch, którym byłam nie ma pojęcia gdzie kupić kilka niezbędnych akcesoriów do ważnych rytuałów, jeśli była choć nikła szansa na sukces. Nie mogłam opowiedzieć nawet Marii o moich planach, nawet ona mogłaby uzna mnie za niepoczytalną, oszołomioną, która pragnie niemożliwego, a jednak jeśli nadzieja się tliła, wciąż nie zgasł ogień we mnie, koniecznie musiałam realizować plan, który zrodził się tuż nad ranem. W fazie wybudzania się ze snu przychodziły najlepsze pomysły, tak jakby moja własna nadświadomość przemawiała do mnie. Nad ranem poczułam zapach jaśminowej herbaty, którą mąż uwielbiał pić z odrobiną trzcinowego cukru. Wbiegłam do kuchni, w nadziei, że ostatnia kłótnia była tylko złym snem, że jak każdego ranka parzy herbatę, smaży dzieciom naleśniki, ja dostanę pod mój zaspany nos pyszne cappuccino z pianką. Lecz dziś kuchnia była pusta, wyjątkowo zimna. Okna szczelnie zamknięte, by Bastard nie miał drogi ucieczki a jednak chłód był bardzo przejmujący i tym bardziej dotkliwy, zapach jaśminu tylko mi się przyśnił.

Zazwyczaj trele Bastarda budziły nas dosyć wcześnie. Mąż śmiał się, że odkąd z nami jest, nie jest potrzebny żaden budzik. Z czasem jego świergolenie było dla mnie mocno irytujące. O ile w tygodniu, gdy dzieci chodziły do szkoły, zjawisko żywego budzika jako domownika, było nawet urocze, lecz Bastadt nie rozumiał, że sobotnie i niedzielne poranki powinny być leniwe  i nie są to dnie, na jego poranne trele.

Dziś jednak nie doleciał do mnie jego śpiew. Może przestałam go słyszeć, dokładnie tak samo, jak nie słyszałam już szczekającego psa sąsiadów, na którego ciągle narzekała sąsiadka. Bastard przyfrunął na krawędź kuchennego kredensu, nieruchomo przystanął nad drzwiczkami do niego, lekko zaledwie poruszał piórkami.

Wyjęłam z kredensu puszkę z domkami z Delft, która była zaledwie jedną z cudownej kolekcji męża. Z każdej podróży przywoził cenne zdobyczne, we wzorki, z kaczuszkami, etniczne, kolorowe puszki. Czasem udało mu się wyszukać na pobliskim cosobotnim pchlim targu cenną zdobycz. Przechowywał wszelkie możliwe zebrane latem kwiaty, liście, jakieś zioła, by całą zimę delektować się ich smakiem. W domku z Delft śnieżnobiałe drobne wiatki jaśminu tylko gdzieniegdzie przebijały pożółkłe już płatki, kremowe i jakby lekko złotawe. Cudowny znany aromat otulił stęsknione nozdrza. Zaparzyłam o wiele za dużo, zachłanna, by nasycić się zapachem. W locie błyskawicy usmażyłam dzieciom naleśniki, kanapki do szkoły. Kiedyś dbałam by strój na następny dzień był przygotowany wcześniej, kłótnie męża z Kasią, która sukienka ma być na jutro, wydawały się odległą krainą, chciałam by ona wróciła, Wyjmowałam z szafy cokolwiek a Kaśka bez zbędnych pytań i podawała ubrania bratu i sama zakładała. Zbiegliśmy na dół, dzieci wsiadły do szkolnego busa, a ja pojechałam na drugi koniec miasta, do innego sklepu ogrodniczego, w nadziei, że tam nikt nie będzie zadawał tych zbędnych pytań.

Najgorsze z możliwych : -Lena czy potrzebna Ci pomoc.

Było to najgorsze z retorycznych pytań, na które odpowiedzią była tylko moja zmarszczona fałda pomiędzy brwiami, ułożona już na stałe w coś na kształt rowu mariańskiego, głęboka bruzda rozdzierająca mój wzrok, mocno wkurzonych oczu, jak bastion, jedyna forteca. By nie zgasły.

W małym kantorku ogrodniczego przywitał mnie przyjazny uśmiech starszego człowieka. Mocno posiwiały, o gęstych silnych brwiach. Twarz pogodna ale i charyzmatyczna, taka która stwarzała atmosferę ciepła z rozmówcą. Zachęcona serdecznym uśmiechem nieśmiało zapytałam.

– Czy ma Pan gałązki jaśminu ?

– Całe krzaczki. Kwitnące. – Starszy pan uśmiechnął się.

– Nie wiem czy cały krzaczek jest mi potrzebny, nie dopytałam, a co lepsze ?

– Nie rozumiem ? – Zapytał zdumiony.

– A nie będzie Pan się śmiał? – Zapytałam niepewnie i ciszej dodałam. – Muszę zrobić rytuał na powrót męża.

Sprzedawca spojrzał na mnie tym spojrzeniem, które wprawiało mnie w zakłopotanie.

– To proponuję kwiaty we włosach jednak.

Ta jego drwina zagrzała mnie jednak do boju.

– Palant. – Pomyślałam i kupiłam cały krzak.

Odprowadził mnie wzrokiem do drzwi, gdy w dłoniach niosłam nadzieję na murowany sukces.

Może moje życie potoczyłoby się inaczej, gdybym wtedy usłyszała rozmowę za drzwiami sklepu.

Do sprzedawcy podszedł jego wspólnik.

– Sądzisz, że jej się uda ? – Zapytał.

– Z tymi gałęziami ? – Dopytał starszy pan. – Nie sądzę, by na tej pustyni cokolwiek wyrosło. Chyba, że ktoś to użyźni. Jakiś cud lub po prostu miłość.

* * *

Wpisałam w wyszukiwarce internetowej : powrót męża.

Wyskoczył portal Czary mary.

– Idealnie.

Potrzebujemy:

2x czerwone lub różowe świece, proste, średniej długości

czerwoną nitkę
olejek różany
talerz
gaśnica

– Wszystko mam, tylko ta gaśnica, może sąsiad pożyczy…

coś do oczyszczenia przestrzeni (zioła, kadzidełka, wachlarz)

– Jest.

Rytuał ten najlepiej wykonywać w nowiu (kiedy cień ziemi zakrywa Księżyc),

– Ciul, nie wiem co to nów i kiedy on, bez nowiu też dam radę.

Lub jak rośnie on do pełni. Oczywiście w ekstremalnych przypadkach nie należy przejmować się zbytnio Księżycem.

-No i o to chodzi, przypadek ekstremalny, Księżycem się nie przejmujemy, Kovu. – Czule pogłaskałam kota.

– Powinieneś być czarny, a jesteś łaciaty, to przypadek ekstremalny.

– Nie jestem łaciaty, tylko pręgowany. – Odrzekł Kovu. Nie znosił tej mojej drwiny z jego umaszczenia. –  Grzbiet mam cały pręgowany tylko od polowy mojego kociego ciała pojawiają się drobne łatki, natura nie zdołała obdarzyć mnie całego pięknymi pręgami, lecz to nie powód by nazywać mnie łaciatym. – Mruknął Kovu i zamaszyście usadowił się obok rondelka czarownicy, w którą zamieniłam się, nim dzieci wrócą ze szkoły.

„Ceremoniał rozpoczynamy od oczyszczenia przestrzeni, przywołania Duchów Opiekuńczych, Duchów Żywiołów, Anioła Stróża, Przodków, Boga, Świętych, czy inne byty które chcesz, aby wspierały Cię w Twoim Dziele. Następnie wypowiadamy intencję, z jaką będziemy odprawiać tę ceremonię. Należy pamiętać zawsze o pozytywnej formie intencji. Tak więc „Nie chcę być sama” jest źle wyrażonym pragnieniem. „Jestem szczęśliwa w związku ze wspaniałym mężczyzną” jest o niebo lepsze. Wyobrażaj sobie jak najlepsze rzeczy, miłość, zabawę, pieszczoty, zrozumienie, głaskanie po głowie, pocałunek przed wyjściem do pracy… Im silniejsza wizja, tym łatwiej będzie to osiągnąć. Stwórz obraz tego, czego pragniesz. Ważne jest wyobrażanie sobie, jak Ty się czujesz przy nim, z nim… Mając silny obraz tego, jak chcesz się czuć, co robić, jak kochać, jak być kochaną przez Niego, zabierasz się za Dzieło.” *)

– Nie mam bladego pojęcia.

– To po co robisz rytuał? – Zapytał Kovu, po czym opuścił Salę kobiety z silnym obrazem : BLADEGO POJĘCIA i dzieła o nazwie : NIE MAM.

Z karnisza, na którym Bastard przesiadywał całe dnie doleciał delikatny trel. Odwróciłam wzrok w kierunku okna, nasze oczy się spotkały. Bastard wykonał poranny śpiew, przeskakiwał drobnymi łapkami po krawędzi firany, nie odrywając ode mnie spojrzenia, całe jego drobne kolorowe upierzenie tańczyło w duecie ze świergoleniem. Nie miałam pojęcia ile trwała ta chwila koncertu tylko dla mnie, zaledwie kilka minut czy wiele godzin. Trelami budził moje zmysły i rozgrzewał od środka, obolałe z tęsknoty ciało.

Czułam się jakby zapadała w letarg, stałam w kuchni zaczarowana jego śpiewem. Dźwięk dzwonka przy domofonie wstrząsnął moim ciałem. Ramiona podskoczyły.

– Dzieci, obiad, lekcje.

*  *  *

debiut literacki z roku 2016 r. w 21 odsłonach.

(odsłona 1 wydawana w odcinkach, reszta w druku)

„Nueve” (pierwsza część trylogii)

autor : Dorota Olpeter

na okładce akwarela Adama Papke, Przed Burzą

( dla mecenasów sztuki : https://patronite.pl/vilin )